Rozmowa. Z prof. Sławomirem Maciągiem, nauczycielem edukacji dla bezpieczeństwa
Plecak niekiedy lądował za oknem
Każdy uczeń, czy to szkoły podstawowej, licealnej, technikum lub branżowej, musi przyznać, że szkoła stanowi nieodłączny element jego życia - spędzamy w niej przecież pięć dni w tygodniu przez kilkanaście lat. Śmiało można by więc pokusić się o stwierdzenie, że jest ona naszym drugim domem. O naszych domownikach wiemy praktycznie wszystko, co wiemy jednak o nauczycielach? Z okazji nadchodzącego święta naszych pedagogów, postanowiłam przybliżyć Czytelnikom postać profesora Sławomira Maciąga.
Z Kozienic do Bydgoszczy
Niewiele osób wie, że profesor Maciąg pochodzi z Kozienic, czyli miasta położonego w województwie mazowieckim. To właśnie tam rozpoczął swoje pierwsze lata nauki, które dość ciepło wspomina. Zapytany o to, jakim uczniem był w szkole, profesor odpowiedział bez wahania, że typem pozytywnego urwisa. Nikomu nie robiłem krzywdy, choć klasa mogła za nami nie przepadać – dodaje profesor, mając na myśli swoje młodzieńcze wybryki. W klasie pana profesora było jedynie sześciu chłopaków, co dość często zdarza się w klasach humanistycznych. Nie radziłem sobie z przedmiotami ścisłymi, takimi jak matematyka, chemia, fizyka, czy też biologia – komentuje belfer. Znacznie lepiej uczyło mu się takich przedmiotów jak historia i przysposobienie obronne (obecnie edukacja dla bezpieczeństwa), z których to zdawał nawet maturę. Profesor wspomniał również, jak wyglądały kiedyś lekcje i jego relacje z nauczycielami. Miałem przyjaznych nauczycieli. Zresztą dzięki nim ja też nim jestem – dodaje.
Jednak liceum to nie tylko nauka, ale też i wiele wspomnień, do których po latach wraca się z uśmiechem i pewnym sentymentem. Poproszony o wyjawienie swoich licealnych wspomnień profesor opowiedział mi, jak umilał sobie czas podczas lekcji łaciny. Mieliśmy lekcje z siedemdziesięcioletnią nauczycielką, która już niedowidziała. Zajęcia odbywały się na parterze, więc kiedy tylko wypowiadałem ‘obecny’, plecak lądował za oknem. Po tym, jak kolega również potwierdził swoją obecność, wychodziliśmy przez okno, gdzie graliśmy w piłkę. Nauczycielka długo się nie zorientowała - śmiał się pedagog. Drugą wspomnianą przez niego sytuacją były szkolne sposoby załatwiania problemów wśród kolegów. Wszystko odbywało się szybko, ale z honorem. Kilka ciosów, po których emocje opadały. Nie wolno było jednak kopać leżącego ani atakować, kiedy szło się z dziewczyną, by nie skompromitować go przed jego sympatią.
Niestety, wszystko, co piękne szybko się kończy i tak było też w przypadku profesora, który po ukończeniu szkoły stanął przed wyborem ‘co dalej’. Chciałem iść do wojska, ale nie byłem wystarczająco dobry z matematyki – wspomina belfer, dodając, że był na służbie w wojsku przez rok i bardzo mu się podobało. Jak więc profesor znalazł się w szkole? Za sprawą swojego nauczyciela przysposobienia obronnego, który zaproponował mu uczenie w szkole. Takie kierunki były dwa, w Krakowie i Bydgoszczy. Kraków już znałem, więc pomyślałem o Bydgoszczy. Pokazałem, co potrafię i dostałem się. Tak mi się tu spodobało, że zostałem - oznajmił nauczyciel.
Maciąg na ratunek – grupa pierwszej pomocy
Po ukończeniu Wyższej Szkoły Pedagogicznej pracowałem przez dłuższy czas w harcerstwie. Miałem kilka godzin w szkole, a wtedy powstało nasze liceum. Dyrektor Pilewski zaproponował mi cały etat – opowiada Maciąg.
Najpierw było przysposobienie obronne, które jeszcze za czasów szkolnych było hobby profesora. Na przysposobieniu było strzelanie, co kojarzyło mu się z wojskiem. Próbowaliśmy zrobić strzelnice w schronie, mieliśmy karabinki pneumatyczne. Na te zajęcia przychodziło około osiemdziesięciu uczestników, a strzelanie zajmowało kilkadziesiąt minut. Kiedy więc część strzelała, pozostałe osoby odrabiały lekcje. Zawsze było wesoło - wspomina profesor, ze smutkiem dodając, że niestety zbudowanie strzelnicy z prawdziwego zdarzenia uniemożliwiły im przepisy prawne. To właśnie wtedy padło jednak pytanie ‘i co teraz?’. Odpowiedź nadeszła od jednego z uczniów, który wyszedł z propozycją grupy pierwszej pomocy. Profesor udał się więc do Polskiego Czerwonego Krzyża, gdzie dowiedział się również o warunkach założenia takiej grupy. Pracowaliśmy na takich zasadach, na jakich pracowałem w liceum, gdy sam byłem w podobnej grupie, to znaczy szkolenie młodzieży przez młodzież - tłumaczy belfer, stwierdzając, że takie postępowanie eliminuje stres przed nauczycielem i ułatwia zapamiętywanie.
Bycie nauczycielem to misja, nie posada
WOS lubiłem zawsze. Byłem w komisjach Olimpiady Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym. Byłem w komisji okręgowej. Zawsze się tym interesowałem - zaznacza belfer. Kiedy więc dyrektor zaproponował mu studia podyplomowe z WOS-u i podstaw przedsiębiorczości, Maciąg się nie zastanawiał.
Nauczyciel to nie posada, tylko misja. My jesteśmy przyzwyczajeni, że uczeń oczekuje. Chcą oceny, więc mimo że wybija druga w nocy, my sprawdzamy - wyjawia profesor. W zawodzie nauczyciela trzeba się cały czas dokształcać. Ja też jestem szkolony przez ratowników medycznych – dodaje. Nauczyciel codziennie ogląda programy informacyjne, by być gotowym odpowiedzieć uczniowi na lekcji wiedzy o społeczeństwie, bo niestety nie wystarczy tu tylko wiedza z podręczników. Bycie nauczycielem wymaga też wiele cierpliwości do niektórych uczniów. Najczęściej bywa, że uczeń przemyśli i przeprosi. On sam wie, że zrobił źle. Ja się nie gniewam. Ja też umiem przeprosić - śmieje się pedagog.
W tym zawodzie są oczywiście plusy. Profesor Maciąg bardzo docenia kontakt z młodzieżą, który dodaje mu pogody ducha. Lubię tę szkołę i nauczycieli, między nami jest fajna współpraca. Ta szkoła żyje. Jeśli ktoś chce coś przeżyć, to przeżyje to w XV LO. Dostawałem propozycje uczenia w innych szkołach, ale odmawiałem – dodaje.
Profesor był w Piętnastce od samego początku i od razu miał wychowawstwo. Zapytany, czy nie było to dla niego trudne odpowiedział, że nie. Byłem dobrze gotowy przez harcerstwo. Byłem kierownikiem wydziału instruktorskiego, komendantem ośrodka szkoleniowo wypoczynkowego w Krówce Leśnej przez 10 lat. To jest baza doświadczeń. Moja pierwsza klasa była na profilu matematyczno-fizycznym i mam z nią kontakt do dziś – mówi.
rozmawiała Zuzanna Plucińska