Rozmowa. Z panią prof. Danutą Klemensowicz, nauczycielką matematyki
Matematyk z wykształcenia, humanista z zamiłowania
Mając na myśli humanistę bardzo często wizualizujemy sobie osobę, która chodzi z nosem w książkach, uwielbia polski oraz historię i nienawidzi matematyki. Taki wzorzec jest bardzo często spotykany, choć nie zawsze tak jest. W tym artykule przybliżę postać pani profesor Danuty Klemensowicz – nauczycielki matematyki i jednocześnie… humanistki.
Humanistka do potęgi
Każdy z nas ma swoje własne plany na życie i każdy z nas dobrze wie, że nie zawsze są one zgodne z rzeczywistością, która skutecznie sprowadza nasze marzenia na ziemię. Tak było też i w przypadku profesor Klemensowicz, która za żadne skarby nie chciała pracować w szkole. “Broń Boże nie do szkoły, bo nie wytrzymam psychicznie” – zdradziła niegdysiejsze rozmyślania, siedząc… za nauczycielskim biurkiem. Jak przyznała, jako dziecko była dość nieśmiała i niezbyt dobrze szło jej przy publicznych wystąpieniach. Jeszcze będąc na studiach zarzekała się, że nie pójdzie na specjalizację nauczycielską, później stwierdziła jednak, że nie wiadomo, co się w życiu przyda. Jak dodaje, pierwsza lekcja, jaką odbyła na praktykach była w duetach, następne już indywidualne i bardzo jej się to spodobało.
Jak jednak z zamiłowania humanistka, biorąca udział w olimpiadzie polonistycznej, została nauczycielką… matematyki? Profesor Klemensowicz poszła do I LO w Bydgoszczy na profil ogólny z wielkim planem zostania… biologiem. Jej plany zmieniły się jednak, kiedy zdecydowała, że nie podejmie się pisania matury z owego przedmiotu. Zamiast niej wybrała matematykę, którą przyjemnie jej się liczyło. Czułam, że do matury się przygotowuję, a nie uczę - zdradziła, zaznaczając, że mimo swojego zamiłowania do języka polskiego nie podołałaby jako polonistka, i że prędzej odnalazłaby się w roli językoznawcy.
Hades i Olimp – licealne wspomnienia
Zapytana o to, jakim typem ucznia była, profesor Klemensowicz odparła, że należała do porządnych uczennic. Mogłam wyglądać na kujona, ale nim nie byłam– zaznacza. Pani Danuta zdradziła nam także, że nauka łatwo jej przychodziła oraz że dobrze wspomina swoją szkołę.
Nauczycielka z uśmiechem rozpamiętuje swoje szkolne przygody, do których zaliczały się przeróżne historie od wagarów, za które nieźle im się dostało, po chodzenie do pobliskiego parku podczas przerw i bardzo przypadkowe kąpiele w fontannie.
Jedną z sytuacji, która najbardziej zapadła jej w pamięć odbyła na biologii. Nauczycielka niezbyt dbała o sprawdzanie obecności, co też przyczyniło się do tego, że część uczniów po prostu pomijała tę lekcję. Tak też stało się tamtego dnia, kiedy to jej dwie rówieśniczki oznajmiły, że idą do pielęgniarki, co, oczywiście, było tylko wymówką, by uniknąć lekcji. W rzeczywistości poszły one do szatni, nazywanej przez uczniów hadesem, gdzie miały zamiar przesiedzieć całą lekcję. Nauczycielka przyniosła na lekcje ślimaka i zaczęła nam opowiadać jego budowę - wspomina profesor Klemensowicz. To właśnie wtedy zdała sobie sprawę, że dziewczyny, które miały znajdować się u pielęgniarki, mają zdawać maturę z tego przedmiotu, toteż postanowiła pokazać im budowę ślimaka, by nic ich nie ominęło. Kiedy ona ruszyła na górę, do Olimpu (tam z kolei znajdował się m.in. gabinet pielęgniarki), profesor Klemensowicz jak najszybciej mogła zbiegła na dół, by zawiadomić koleżanki i kazać im biec drugimi schodami do góry. Całe szczęście zdążyły - śmieje się nauczycielka.
Ściągi w długopisie i na nogach
Jak to jest być nauczycielem? Jakie są tego plusy, a jakie minusy? Jakie zachowania uczniów szczególnie denerwują? Pani profesor Klemensowicz udzieliła mi odpowiedzi na te pytania bez najmniejszego trudu. Zawsze winę ponosi nauczyciel, nie uczeń - przyznaje. Jednakże, pani Danuta zauważa duży plus w tym, że stały kontakt z młodzieżą jest dla niej “obroną przed starzeniem”.
Profesor Klemensowicz wyznała również, że w uczniach ceni to, że umieją przyznać się do błędu i w razie konieczności przeprosić. Dowiedziałam się również, że nauczycielka ceni sobie sportowców za ich zorganizowanie. Szczególnie wspomina ona swoją byłą klasę, również sportową, którą przygotowywała do matury. Jak mówi, większość klasy miała problem z przypomnieniem sobie o tym, by użyć wzoru skróconego mnożenia. Wiadomo, że na maturze nie da się mieć ściągi, ale zamiast tego cała klasa dostała długopisy z przypomnieniem o powyższym wzorze.
Profesor Klemensowicz opowiedziała również zabawną historię, zasłyszaną od nauczycielki polskiego. Głównym bohaterem owej historii był wychowanek pani Danuty, który to postanowił przykleić sobie ściągi do nóg. Matematyczka nie kryła rozbawienia tą opowieścią.
Wysłuchała i skrzętnie notowała
Zuzanna Plucińska
Fot. Archiwum prywatne p. Klemensowicz.