W telewizji sprawdzałam kartkówki

Wywiad z absolwentem. M. in. o dwóch tygodniach bez lekcji, bezpiecznej trzeciej ławce, lodach zza okna

 

Z panią Natalią Dahlke – Miedziejko, absolwentką XV LO, polonistką, dziennikarką telewizyjną rozmawiają redaktorki „Fabryki Słowa”: Agata Żuławska, Julia Olejnik, Agnieszka Łowigus, Natalia Małas, Zuzia Plucińska oraz opiekun koła, Michał Laskowski.

Na jakim profilu się Pani kształciła?

Można powiedzieć, że spędziłam w tych murach sześć lat swojego życia, bo chodziłam do Gimnazjum nr 54 Mistrzostwa Sportowego i trenowałam taekwondo, a później do Piętnastki na profil humanistyczny.

Życzyła sobie Pani, by rozmowa odbyła się tutaj, w budynku szkoły. Chciałaby Pani powrócić do swojej ukochanej trzeciej ławki?

Chyba dobrze bym się teraz w niej odnalazła [śmiech]. Z drugiej strony jest spore prawdopodobieństwo, że nie nadaję już, co zrozumiałe, na tych samych falach co współczesne młode pokolenie.

Większość uczniów odlicza minuty do zakończenia lekcji. Skąd u Pani ta chęć powrotu?

Na nowo chciałabym poczuć się beztrosko, mieć możliwość zejścia do dawnego Mikesza [w miejscu obecnej kawiarenki „Przybornik” znajdował się kiedyś sklepik o nazwie „Mikesz” – przyp. red.]. Naprawdę mam wiele pozytywnych wspomnień. Nadal przyjaźnię się ze swoimi dwoma koleżankami z czasów gimnazjum. Mimo tylu lat…

Jak wspomina Pani swoich wychowawców?

W klasie gimnazjalnej moją wychowawczynią była Pani Małgorzata Brzechwa, w liceum Pan profesor Daniel Piotrowski.

Panią Małgosię wspominam bardzo ciepło. Była dla nas jak dobra ciocia, a nawet mama.

Pan Piotrowski był przesympatycznym nauczycielem, lecz z zasadami. Pamiętam, że chciał brać do odpowiedzi dwóch ochotników, ale nigdy się tacy nie znajdowali [śmiech]. Przez dwa czy trzy lata próbował nam wytłumaczyć, że jak pojawią się ochotnicy, to reszta nie zostanie zapytana, ale nikt nigdy się nie zgłosił. A tak poważnie, to nie miałam problemów z historią. Z kolei na konsultacjach z WOS-u, z której zdawałam maturę, żywo dyskutowaliśmy na tematy polityczne. Było naprawdę ciekawie, tym bardziej, że mogliśmy swobodnie wyrażać nasze poglądy.

Jakieś klasowe wycieczki, wspólne wyjazdy?

Nigdy nie zapomnę obozu pierwszej pomocy – przygotowywania apteczki, by niczego nie zabrakło, oraz zaliczenia resuscytacji. Do dzisiaj słyszę, jak Pan Sławomir Maciąg mówi: „Od kogo chcesz zacząć, niemowlęcia, dziecka czy dorosłego?”. Odpowiadam, że od dorosłego, bo przecież najłatwiejszy. Na to profesor: „No to niemowlę”… Na szczęście zdałam… za drugim razem. Mój kolega, rekordzista, podchodził ponad trzydzieści razy. My już byliśmy dawno w domkach, a on, do nocy, „ratował fantomy”. Niesamowite emocje!

Pamiętam też obóz integracyjny nad morzem. Miałyśmy pokoje na pierwszym piętrze, bo Pan Piotrowski uważał, że jak dziewczyny będą mieszkały wyżej, a chłopacy na parterze, to będzie spokój i na górę wszedł tylko raz... Nie pytajcie o dalsze szczegóły [śmiech].

Którzy nauczyciele zapadli jeszcze w pamięć?

Nie zapomnę trenerów z czasów gimnazjum - Pan Dariusz Głowacz był dla nas prawdziwym „guru”, później dołączył też trener Daniel Ziemiński. Z uśmiechem myślę również o Panu Aba Toure - niesamowity człowiek, do rany przyłóż. Był z nami na niejednym obozie sportowym.

W liceum postrach wśród nas mimo wszystko siał profesor Maciąg. Gdy chciał pytać, otwierał tylne strony dziennika, wtedy jeszcze papierowego, i mówił: „Otwieramy nasz teatrzyk”… Kiedyś jeden jedyny raz na lekcję profesora Maciąga zapomniałam ćwiczeń. Akurat tego dnia musiał mnie o nie zapytać. Kiedy powiedziałam, że ich zapomniałam, profesor wybuchnął śmiechem „W końcu cię na czymś przyłapałem”.

Na pewno prof. Michał Laskowski z uwagi na zaangażowanie mnie w „Fabrykę Słowa”. Rzadko pasowały mi terminy spotkań koła, bo miałam treningi. „Natalio, pamiętaj - wyślij ten artykuł” – słyszałam nieraz na korytarzu. „Ależ tak, profesorze, wyślę na e-mail”. I się wywiązywałam…

Trudno też nie pamiętać o polonistach, którzy mnie uczyli w liceum – Pani prof. Beacie Meller, dziś Pilewskiej oraz Panu prof. Michale Wawrzyńskim. W pierwszej klasie liceum uczył nas Pan Wawrzyński. Nadawałam z nim na tych samych falach. Świetny znawca holokaustu. W tajemnicy Wam powiem, że przez pierwszy rok nie przeczytałam żadnej lektury, ale za to o holokauście wiedziałam wszystko. Zorganizowaliśmy w szkole wystawę o zagładzie Żydów, a ja zostałam zwolniona przez profesora Wawrzyńskiego na dwa tygodnie. Dwa tygodnie oprowadzałam ludzi po wystawie. Dwa tygodnie bez lekcji, wyobrażacie sobie? [śmiech].

W drugiej klasie przyszedł czas na zmianę nauczyciela, właśnie na profesor Pilewską. Z racji tego, że angażowałam się w wiele inicjatyw już od gimnazjum, miałam świadomość, że mogłam być kojarzona. Nie spodziewałam się, że aż tak. Na początku roku usiadłam, jak się wydawało, w bezpiecznej trzeciej ławce po stronie nauczyciela… Wchodzi Pani profesor i do dziś słyszę: „Dzień dobry. Dahlke do pierwszej ławki”. Przez dwa lata siedziałam przy Pani Pilewskiej… Baliśmy się jej, lecz po maturze rozszerzonej biegliśmy do niej z kwiatami. Miałam znajomych w innych szkołach, o których mówiono, że są „lepsze”, a stało się tak, że osiągnęłam wyższe wyniki.

Jak już wspominam panią Pilewską, to opowiem Wam o Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego.

Jak byłam w pierwszej klasie liceum, namawiano nas na wzięcie udziału w olimpiadzie. Można było wybrać dwa czy trzy tematy. Nie bardzo chciałam pisać, ale pewnego dnia Pani Pilewska spotkała mnie na holu i powiedziała, że nie wyobraża sobie, abym nie wzięła w niej udziału. Mam napisać pracę, przeczytać potrzebne do tego książki, gdyż może mi się to przydać. Byłam bardzo oburzona, że ktoś mi coś narzuca, lecz dla świętego spokoju przeczytałam i napisałam pracę o reportażu. I teraz uważajcie - na maturze ustnej wykorzystałam ten temat. Miałam sto procent z egzaminu, ale to jeszcze nic. Poszłam na filologię polską. Na pierwszym roku studiów jest taki przedmiot jak poetyka i podczas kolokwium z tych zajęć trzeba było opisać dwa gatunki literackie, w tym między innymi… reportaż. Pani profesor wzięła moją pracę i powiedziała, że wyglądam jak specjalistka od reportażu… Wyjaśniłam, że pisałam pracę o reportażu oraz zdawałam z niego maturę. Okazało się, że zwolniła mnie z ostatecznego egzaminu i dostałam piątkę z kolokwium, ale… to jest jeszcze nic. Temat mojej pracy licencjackiej brzmiał „Afryka w ujęciu Ryszarda Kapuścińskiego, Wojciecha Tochmana i Wojciecha Jagielskiego”, czyli znowu reportaż, a temat pracy magisterskiej to z kolei - „Obraz społeczeństwa polskiego w latach 60. i 70. XX wieku i po rewolucji 1989 roku”, oczywiście w reportażach [śmiech].

Póki co rozmawiamy o dobrych, wesołych wspomnieniach. Czy zdarzały się też gorsze chwile?

Pewnie tak, ale myślę, że mózg ludzki jest tak skonstruowany, że po tylu latach nie pamięta się złych chwil. Wiadomo, że nasze życie składa się z gorszych i lepszych chwil, ale nic przykrego nie zapisało się we mej pamięci.

Co właściwie skłoniło Panią do wyboru Piętnastki?

Kiedy wybierałam szkołę po gimnazjum, na pierwszym miejscu zaznaczyłam XV LO, na drugim I LO, a na trzecim II LO. Dostałam się do wszystkich trzech. Dlaczego taka kolejność? Stwierdziłam, że skoro mam tutaj blisko, to po co mam jeździć do centrum? Skoro mogę się uczyć i w Piętnastce, i w Jedynce, to zależy ode mnie, czy będę chciała się uczyć. Tyle się mówiło i wciąż mówi o rankingach, a przecież matura jest jedna dla wszystkich. Podobnie zrobiłam ze studiami - nie wybyłam z Bydgoszczy, przede wszystkim ze względów prywatnych, ale miałam do wyboru UKW, UW i UAM, czyli Bydgoszcz, Warszawa i Poznań. Na wszystkie trzy uczelnie się dostałam. Stwierdziłam jednak, że po co mam gdzieś jeździć, szukać, jak wszystko jest na miejscu. Czy to był dobry wybór, nie wiem. Nie mam porównania z tamtymi rocznikami, ale uważam, że polonistyka na UKW jest na dobrym poziomie.

Co z treningami?

Jeszcze w gimnazjum treningi się skończyły, ponieważ nabawiłam się kontuzji i już nie mogłam kontynuować.

Chodziła Pani na wagary? Tylko szczerze [śmiech].

W gimnazjum wyglądało to tak. Na treningu byliśmy zawsze, to była nasza „świętość”. Zresztą trenerzy nie daliby nam żyć, gdybyśmy opuszczali treningi. Szliśmy więc rano na matę [nasza rozmówczyni trenowała taekwondo – przyp. red.], a później stwierdzaliśmy, że tak nie za bardzo chce nam się pójść na resztę lekcji – oczywiście tylko, kiedy byliśmy naprawdę bardzo zmęczeni po treningu. Schodziliśmy do Mikesza, mówiliśmy naszej wychowawczyni, Pani Małgorzacie Brzechwie: „Pani Gosiu, nas dziś nie będzie. Oficjalnie przychodzimy powiedzieć, że idziemy stąd, żeby Pani wiedziała i się nie martwiła”. Wychowawczyni się oburzała, ale ostatecznie mieliśmy godziny usprawiedliwione…

W liceum nie miałam już takiej ekipy do wagarowania, zawsze ktoś chciał zostać [śmiech]. Chyba przez wszystkie trzy lata byłam przewodniczącą w klasie. Jak nie było któregoś z nauczycieli, to szłam do gabinetu wicedyrektorów, aby poprosić o zwolnienie klasy. Zdarzyło mi się tak kilka razy… Z racji tego, że wcześniej trenowałam, miałam dobry kontakt z Panem wicedyrektorem do spraw sportu, Markiem Gołembiewskim. Szłam do niego i mówiłam: „Panie dyrektorze, nie mamy dwóch lekcji - czy możemy już iść?”. Dostawaliśmy zgodę… Dopiero później okazywało się, że te lekcje były… w środku dnia [śmiech]. Klasa na tym nie ucierpiała, bo otrzymaliśmy oficjalną zgodę.

Moment, w którym idzie się na wagary, jest integracyjny dla klasy, bo iść na wagary, żeby pójść do domu - chyba nie ma sensu.

Z uśmiechem wspominam jeszcze muzykę w gimnazjum. Nie pamiętam, niestety, jak nazywała się nauczycielka. Salamuzyczna była na parterze, tam, gdzie teraz jest salka taekwondo. To właśnie tam wychodziliśmy po lody… oknem. Wracamy, pani gra na pianinie, my stoimy z tymi lodami i pada pytanie: „Skąd je macie?” Kolega nam kupił… - padało w odpowiedzi. Nigdy się nie zorientowała.

Jak zaczęła się Pani historia z telewizją?

Wszystko rozpoczęło się od moich studiów, na których musiałam wybrać specjalizację. Zależało mi na nauczycielskiej, ale okazało się, że na moim kierunku jej nie ma… Były natomiast dwie inne – edytorska oraz medialna. Wybór padł na tę drugą. Na trzecim roku studiów musiałam rozpocząć praktyki. Uznałam, że nie chcę pracować w gazecie, radia w ogóle nie brałam pod uwagę, więc padło na telewizję.

Jak wyglądały pierwsze dni? Co Panią zaskoczyło?

Praktyki rozpoczęłam 1 sierpnia, a zakończyłam je ostatniego dnia miesiąca i w tym czasie miałam jeden dzień wolny. Pierwszego dnia od razu usłyszałam "Dzień dobry – proszę o tematy". To było dla mnie wielkie zaskoczenie, ponieważ nie byłam na to przygotowana. ,,No to jutro nie pokazuj się bez tematów. Siadaj, piszesz kraula’’… Kraula?! A co to jest?! Później dowiedziałam się, że to pasek, który wyświetla się na ekranie podczas wiadomości. Mój pierwszy kraul poprawiałam chyba dziesięć razy, zawsze coś mi nie pasowało. Następnego dnia przyszłam z trzema gotowymi tematami i… wszystkie zostały zrealizowane tego samego dnia.

A dział sportowy - czy to była miłość od pierwszego wejrzenia?

Czwartego dnia praktyk odkryłam, że ciągnie mnie do sportu. Umówiłam się na rozmowę z szefem działu – Hubertem Malinowskim. Zapytał mnie, jakimi sportami się interesuję oraz… jakie drużyny z regionu występują w ekstraklasie w tenisie stołowym. Nie miałam zielonego pojęcia! Szybko jednak wyszukałam potrzebne informacje… Do teraz pamiętam nazwy tych drużyn. Pierwszego dnia pracy w dziale sportowym dostałam informację, że jadę na wywiad w języku angielskim z Vitalem Heynenem, obecnym trenerem reprezentacji Polski w siatkówce. Bardzo dobrze wspominam ten wywiad, ale jak się później okazało, żaden dziennikarz nie mógł się z nim porozumieć, ponieważ Vital Heynen był dość specyficznym rozmówcą. Wywiad z nim to był taki test – albo się utopię albo wypłynę na szerokie wody. Udało się.

Co działo się po praktykach?

Zostałam zatrudniona w redakcji sportowej. Przede wszystkim byłam reporterką, jeździłam na zdjęcia, przeprowadzałam wywiady, ale nie miałam zgody na czytanie w telewizji, na co zresztą nie liczyłam ze względu na moją wadę wymowy. Pewnego dnia okazało się to konieczne. Przez trzy godziny uczyłam się czytać "po telewizyjnemu" z Panią Anną Trzcińską. Dzięki temu byłam prezenterką serwisów sportowych, miałam wejścia do zbliżeń na żywo, prowadziłam relacje na żywo z wydarzeń sportowych, a następnie zostałam wydawcą.

Z kim miała Pani okazję przeprowadzić wywiad?

Przygotowywałam kiedyś setkę, czyli krótką wypowiedź do kamery stanowiącą podstawę materiału informacyjnego, z Tomaszem Gollobem, który miał złożyć życzenia świąteczne widzom TVP Sportu. Spóźniłam się na ten wywiad… dwie i pół godziny, ponieważ nie miałam ekipy, z którą mogłabym w tym czasie pojechać na nagranie. Dzwoniłam do Tomasza Golloba, że za pół godziny, później, że za godzinę, że przyjedziemy, ale nie wiem kiedy. Na szczęście Pan Tomasz okazał się bardzo wyrozumiałym człowiekiem.

Jak wygląda nagrywanie transmisji na żywo? Często zdarzają się wpadki?

Wszystko, co się dzieje, jest na żywo, więc zawsze coś musi się stać [śmiech]. Kiedyś na prompterze, czyli urządzeniu, na którym wyświetla się tekst, który prezenter czyta na wizji, wyświetlały mi się zapowiedzi z innego dnia, więc gdybym nie miała świadomości, co jest aktualnie w serwisie, to czytałabym na przykład o siatkówce w programie o koszykówce. Zdarzyło mi się jedno wejście do zbliżeń, w których przez minutę miałam coś mówić, po czym okazało się, że usłyszałam w słuchawce ,,Mów, nie kończ’’, co sugerowało, że jakiś materiał się nie udał, a ja musiałam cały czas kontynuować swoją wypowiedź. Później już sama nie wiedziałam, o czym opowiadałam, ale sytuację uratowałam.

Kiedy indziej opowiadałam o meczu Zawiszy, przedstawiałam wynik i właśnie tego dnia nie miałam słuchawki, przez którą mógł mi wydawca przekazać nowe informacje i nagle zobaczyłam operatora kamery, który próbował mi coś pokazać… Okazało się, że padł trzeci gol, więc było trzeba jakoś z tego wybrnąć. Wtedy powiedziałam, że następnym razem muszę mieć słuchawkę, bo jest to zbyt stresujące.

Czym zajmowała się Pani oprócz pracy w telewizji?

Był taki moment w czasie mojej pracy w telewizji, że jednocześnie studiowałam, pisząc magisterkę oraz pracowałam już jako nauczyciel języka polskiego. Zdarzało się, że jeździłam rano na godzinę ósmą do szkoły, następnie pędziłam samochodem, w którym miałam już przygotowany „strój do telewizji” i czasami nawet do dwudziestej trzeciej siedziałam w redakcji. Bywało tak, że w telewizji między moimi wejściami sprawdzałam sprawdziany czy kartkówki… [śmiech].

Co urzekło Panią w pracy nauczyciela?

Podczas studiów miałam również praktyki w szkole, ponieważ robiłam międzywydziałowe studia nauczycielskie. Rozpoczęłam je we wrześniu, pracując jednocześnie w telewizji. Kiedy miałam poprowadzić moją pierwszą lekcję w życiu, stanęłam przed klasą... Początkujący nauczyciele przygotowują sobie przeważnie scenariusze zajęć, w których znajdują się przewidywane odpowiedzi uczniów, z których korzystają podczas zajęć, natomiast w moim przypadku wyglądało to zupełnie inaczej - ani razu do niego nie zajrzałam, chodziłam po klasie, rozmawiałam z uczniami. Po lekcji pani, u której realizowałam praktyki, powiedziała mi: "Natalio, miałam wrażenie, że przyszłam na hospitację do nauczyciela, a nie do studentki". Wtedy poczułam, że "to jest to".

 

Skrzętnie zapisywały i opracowały: Agata Żuławska i Julia Olejnik.

Spotkanie miało miejsce 17.02.2021 w kawiarence „Przybornik”.

Fot. Archiwum „Fabryki Słowa”.
Fot. Archiwum prywatne N. Dahlke – Miedziejko.


SEKRETARIAT SZKOLNY


Godziny pracy:
poniedziałek 7:30 - 14:30
wtorek 7:30 - 14:30
środa 7:30 - 14:30
piątek 7:30 - 14:30

e-mail: liceum@liceumxv.edu.pl

 

GABINET PROFILAKTYKI ZDROWOTNEJ
I POMOCY PRZEDLEKARSKIEJ


Godziny pracy:
poniedziałek 8:00 - 15:00
wtorek 8:00 - 15:00
środa 8:00 - 15:00
czwartek 8:00 - 15:00
piątek 8:00 - 15:00

 

 

INSPEKTOR DS. BHP


Godziny pracy:
Środa 8:00 – 15:30
Czwartek 8:00-15:30

mgr Dorota Gawronek

 

ODWIEDŹ NAS


Facebook
Instagram
YouTube
Kino Jeremi
Hangar Kultury

PEDAGOG


Godziny pracy:
Poniedziałek 08:00 – 16:00
Wtorek 12:00 – 17:00
Środa 07:00 – 13:00
Czwartek 07:00 – 13:00
Piątek 07:00 – 13:00

mgr Karolina Kowalska
e-mail: pedagog@liceumxv.edu.pl

 

OBIEKTY SPORTOWE


Kontakt w sprawie obiektów sportowych:
tel. 885-906-191

PSYCHOLOG SPORTU


Godziny pracy:
Poniedziałek 09:00 – 15:00
Wtorek 09:00 – 14:30
Środa 09:30 – 15:30
Czwartek 11:00 – 16:00
Piątek 11:00 – 13:30

mgr Marta Krakowiak

 

INFORMACJE FORMALNE


Deklaracja dostępności
Polityka plików "cookies"

 


Autorem i opiekunem strony jest Marcin Maćkiewicz - admin@liceumxv.edu.pl

Jesteś uczniem/uczennicą klasy 8 szkoły podstawowej?
Szukasz dla siebie szkoły?
Odwiedź naszą stronę rekrutacji i sprawdź jaką ofertę mamy dla Ciebie!

KLIKNIJ TUTAJ, aby prześć do strony rekrutacji ZAMKNIJ